Geoblog.pl    drumbun    Podróże    Mołdawia 10/2008    Kiszyniów
Zwiń mapę
2008
30
paź

Kiszyniów

 
Mołdawia
Mołdawia, Chişinău
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 598 km
 
Kiszyniów. Wstaliśmy dosć późno, leniwie zjedliśmy śniadanie, oglądając przy okazji "Przeminęło z wiatrem" i na miasto wybraliśmy się dopiero ok. 10.oo. Przeszliśmy pieszo do biura Adresa, żeby zapłacić za dwie pozostałe doby, oglądając po drodze architekturę miasta. Rzeczywiście, w nocy robiło lepsze wrażenie. Nie widać starości, brudu, zniszczenia. Na ulicach dużo dobrych samochodów, ludzie ubrani porządnie, wielu ze smakiem, dużo drogich sklepów. Ale w podwórkach, na klatkach schodowych, w przejściach podziemnych już bieda. W samym centrum miasta straszy niedobudowany 20-piętrowy hotel, który stoi tam już pewnie od 20 lat. Ilu sowieckich turystów mogłoby w nim nocować? Tysiące. Na parterze trzy poziomy - restauracje, bary, dancingi, nocne kluby, co jeszcze? Tysiące metrów kwadratowych powierzchni. Ile pieniędzy utopiono w tej inwestycji, aż strach pomyśleć. Co, jak co, ale rozmach byłego ZSRR to jest coś, co zapiera dech w piersiach. Kiszyniow to miasto zupełnie sowieckie. Minęło kilkanaście lat od czasu, jak Moldawia stała się niepodległym państwem, a nikt nawet nie zadał sobie trudu, żeby pousuwać symbole sierpa i młota z fasad budynków.

Zobaczylismy: ul. Stefana Cel Mare i kilka sąsiednich; sobór; łuk triumfalny; park; pomnik stefana cel mare i aleje zasluzonych w parku; bulwar kwiaciarek; dworzec kolejowy (1948 r.!);
Okazało się też, że księgarnie w Kiszyniowie to ciekawa sprawa. Co prawda, w odróżnieniu od miasta rejonowego Rezina było ich nawet kilka, ale za to w żadnej nie można było dostać ani żadnego przewodnika po Kiszyniowie, ani nawet mapy, najwyżej pocztówki. Było też kilka albumow, ale w powalających cenach 200 lei (jak się potem okazało, i tak tanio, bo w Balti albumy były po 300 i 800 lei!!!).

W parku St. cel Mare zjedliśmy obiad w jakimś mało uczęszczanym barze, co od razu wzbudziło moje podejrzenia co do jego jakości, niestety słusznie. A zaczęło się miło - przyszła panienka i przyniosła menu. Wybraliśmy sobie zupy i pizzę, tylko że ta miala w swoim składzie majonez. Zapytaliśmy więc uprzejmie, czy można by te pizzę bez majonezu. panienka po krótkim zastanowieniu odrzekła, że tak. Zjedliśmy zupy, i pani przyniosła pizzę, całą pokrytą białą mazią. - Ale miało być bez majonezu? Panienka zabrała bez słowa pizzę, po czym po chwili ja przyniosła, oświadczając, że zapytała na kuchni i to nie majonez, tylko roztopiony ser mozarella. Ok. Jednak po spróbowaniu okazało się, że ktoś tu kogoś ostro robi w jelenia. Oświadczyliśmy, że nie będziemy jeść z majonezem, i że może zabrać.
Po przyniesieniu rachunku oczywiście okazało się, że za pizzę także mamy zapłacić. WYpchnęłam małżonka, żeby się wykłócił. Stanął na wysokości zadania, mówiąc, że chyba nie spodziewają się, że żyjąc ponad 20 lat na tym świecie nie wie, jak samkuje majonez. W zamian został (przypuszczalnie) obrzucony mołdawskimi przekleństwami, ale pozycję wykreślono z rachunku.

Po obiedzie pojechaliśmy na ul. Mazaraki, gdzie wg naszych skąpych źrodeł znajduje sie najstarsza w Kiszyniowe, XVIII-w. cerkiew, teraz należąca do staroobrzędowców. Nie łatwo było ją znaleźć, gdyż jest zagubiona między blokowiskami i przez to zupelnie niewidoczna (lepiej widać ją z trasy). Poszłam sama. Brama była zamknięta, ale był dzwonek. Chwilę się wahałam, ale w końcu zadzwoniłam. Potem bym sobie nie darowała, że byłam tu i nie spróbowałam. Podeszła staruszka. Zapytałam, czy można zobaczyć cerkiew. Powiedziała, że nie. Bo nie udostępniają jej do zwiedzania, służy tylko do modlitwy. Poza tym jestem w spodniach, co mnie już zupełnie dyskwalifikuje. Wpuściła mnie jednak za bramę. Oprócz cerkwi znajdowały się tam parterowe zabudowania mieszkalne. Zaczęłam ją podpytywać o staroobrzędowców, i dowiedziałam się wiele ciekawego. W tej chwili jest ich w Mołdawii ok. 250 tys., choć pani nie była pewna tej cyfry. Są całe wsie zamieszkane przez staroobrzędowców. Cyfra ta, choć imponująca, to jednak niewiele w porównaniu z tym, co było wcześniej - 1 milion! Mołdawia jest największym skupiskiem staroobrzedowców, którzy uciekając przed represjami osiedlali się na południu rosyjskiego imperium. Pani twierdzi, że jej rodzina mieszka w Kiszyniowie od XVII w. Jest wyznania staroobrzędowego po ojcu (matka była Mołdawianką, prawosławną), jeśli zaś chodzi o narodowość, uważają się oni nadal za Rosjan. Przed wojną w centrum Kiszyniowa były trzy cerkwie staroobrzędowców, rozebrane przez sowietów w czasie "odbudowy". Wówczas staroobrzędowcy dostali tę cerkiew i pozłocili jej banie i krzyże, używając do tego celu złotej blachy z tamtych trzech. Jako że władze na takie inicjatywy patrzyły nieprzychylnie, batiuszka o mało nie poszedł siedzieć, ale jako, że oświadczył, że za wiarę on może i posiedzieć, to dali spokój, i cerkiw staroobrzędowców była jedyna w Kiszyniowie, która na wzór rosyjski miała złote banie. Msza tu trwa od 7 do 12-13. Pani uswiadomiła mnie jeszcze w jednej kwestii, która jakoś wcześniej nie przychodzial mi do głowy - podczas rozłamu w cerkwi prawosławnej zmiany wprowadzono tylko w prawosławiu moskiewskim, a przecież wiara prawosławna np. w Grecji, czy w Rumunii pozostała bez zmian, zresztą prawosławni w Moldawii korzystają z ksiąg staroobrzędowcow, co zaś do samego obrzędu to pani nie potrafila powiedzieć, czy jest różnica. Fakt, że jednak msza nie trwa 5 godzin. Opowiadała o niedawno zmarłym atamanie kozaków dońskich, który z piersią pełną carskich orderów brał udział w komunistycznych uroczystościach, oświadczając, że jest mu wszystko jedno, czy tam na górze jest car, czy Stalin - on walczył o swoją ojczyznę - Rosję. Przeżył ponad 100 lat. Ta egzotyczna opowieść zakończyła się ciekawie, gdyż pani, dowiedziawszy się, że jestem ze Lwowa, wspomniała, że w młodości często bywała w naszych stronach - w uzdrowisku w Truskawcu. Ach, Związek Radziecki.

Prosto od staroobrzędowców pojechaliśmy do Cricovej*, mając nadzieję na zwiedzenie piwnic do przechowywania wina, ale bylo już za późno na zwiedzanie (do 15.oo), zadzwonilismy więc do konkurencji - Milesti Mici, bo to nam było bardziej po drodze jutrzejszej wycieczki, i zapisaliśmy się na zwiedzanie.

Wieczór spędziliśmy na bilardzie, a dzieci w sali zabaw.


*Cricova - wycieczka z degustacją 2 rodzajów wina - 350 lei.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (24)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
DracoolCa
DracoolCa - 2009-01-02 11:20
Boże! Co za przepiekne miejsce!! Legenda mówi prawdę, Bóg podarował Mołdawianom raj.
Tak bardzo chciałabym tam pojechać... Prześliczne zdjęcia mówią same za siebie. Tam trzeba po prostu być! Pozdrawiam i zazdroszczę:)
 
marcin954
marcin954 - 2009-10-03 12:02
Niezłe zdjęcia robisz/robicie - macie widać smykałkę do tego.

Ja się wybieram do tego antycznego kraju w przyszłym roku.
 
 
drumbun
Katarzyna Łoza
zwiedziła 1% świata (2 państwa)
Zasoby: 33 wpisy33 9 komentarzy9 123 zdjęcia123 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
27.10.2008 - 02.11.2008