18.15. Dotarliśmy do Floresti. Napotkanej po drodze pani zapytaliśmy, gdzie jest
centrum. "Niby tu jest". Rzeczywiście, raczej niby. Na szczęście był hotel. Brzydki,
zapuszczony, bez nazwy, z mnóstwem jakiegoś drobnego robactwa (na szczęście nie
karaluchy) ale w pokojach ciepło, i jest woda. Dostaliśmy pokój bez łazienki za 400 lei, co uważam ogromne zdzierstwo, ale to niby według cennika. Po przeliczeniu zresztą okazało się, że to ok. 28 zl/os., co mnie troche uspokoiło. Za to za kolację zapłaciliśmy prawie 200 lei (ja jadlam mamalygę z bryndzą). Skąd oni biora te ceny? We Lwowie jest dwa razy taniej. Coś mi się wydaje, że byliśmy jeleniami, na których właścicielka hotelu postanowiła zarobić, w końcu nieczęsto pewnie się trafia taka okazja.
* hotel we Floresti koło dworca - pokój z umywalką, robakami i dwoma szerokimi łóżkami - 400lei.